szturman szturman
1245
BLOG

WO "Swoboda". Nie odrobione lekcje historii (Cześć 1)

szturman szturman Polityka Obserwuj notkę 0

Cześć 1: http://2000.net.ua/2000/svoboda-slova/pamjat/75608

Oleg Rosow, Władymir Woroncow

Autorzy wyrażają szczerą wdzięczność Władymirowi Bohunowi (Ukraina) i kolegom z Polski: Leonowi Popkowi, kierownikowi Biura Dostępu i Archiwizacji Dokumentów oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, Lucynie Kulińskiej, historykowi z Krakowa, Andrzejowi Zapałowskiemu, historykowi z Przemyśla i Henrykowi Bajewiczowi z Stowarzyszenia "Podkamień" za pomoc w przygotowaniu tego materiału.
"Jedyna lekcja, jaką można wyciągnąć z historii, jest taka, że ludzie nie wyciągają z historii żadnych lekcji" - te słowa Bernarda Shaw nie mogą lepiej scharakteryzować wyników wyborów samorządowych 2010 roku na Ukrainie, na których wielu mieszkańców zachodnich regionów głosowało na nacjonalistyczną "Swobodę", tzw. Wszechukraińskiego Stowarzyszenia, z każdym dniem coraz bardziej nabierającego profaszystowskiego charakteru, i jego "prowydnyka" Oleha Tiahnyboka.

Warto zauważyć, że wówczas przywódca Komunistycznej Partii Ukrainy Petro Symonenko w wywiadzie dla "2000" ostrzegał wyborców o możliwych konsekwencjach: "Niestety, wielu ludzi na Ukrainie postrzega Tiahnyboka i jego "Swobodę" jako coś niepoważnego. Odnoszą się, powiedziałbym, bardzo życzliwie do nacjonalistycznej grupy ekstremistów. Przypomnę, że Hitlera także na początku postrzegano jako klowna". [1]
Piotr Mikołajewicz miał rację. Swoje prawdziwe oblicze "Swoboda" pokazała już w styczniu 2011 roku, po uchyleniu dekretu prezydenta Juszczenki o przyznaniu tytułu Bohatera Ukrainy Stepanowi Banderze. Z całą pewnością wielu pamięta nadzwyczajną sesję Lwowskiej Rady Obwodowej (wojewódzkiej), która odbyła się nie w sali plenarnej, lecz na ulicy, w pobliżu pomnika Stepana Bandery, histeryczne okrzyki radnej ze "Swobody" Iryny Farion o "egoistycznym", "agresywnym" "Ukraińcu" i "banderyzacji" państwa" [2];  otwarte groźby innego radnego - Jurija Mychalczyszyna o "naszej banderowskiej armіi", która już zaraz "przekroczy Dniepr, przemaszeruje przez Donieck" i "przepędzi tą niebisko - d...  bandę, która dzisiaj uzurpuje sobie władzę, z Ukrainy". [3]

Jednak prawdziwy nacjonalistyczny pogrom (inaczej tego wydarzenia nazwać nie można), który cała ludność kraju mogła obserwować na własne oczy w telewizji, dokonał się we Lwowie 9 maja 2011 roku, w Dzień Zwycięstwa. Z jednej strony - weterani, przedstawiciele prorządowych partii, organizacji społecznych z różnych regionów i zwykli obywatele, którzy przyszli z dziećmi na Pole Marsowe i Wzgórze Sławy, aby uczcić pamięć tych, którzy zginęli w II wojnie światowej i złożyć wieńce na ich mogiłach. Z drugiej - aktywiści "Swobody" w dresach, w kryjących twarze maskach, wrzeszczący "Hańba", "Bydło", "Bandera przyjdzie, zaprowadzi porządek", "Kagebіści, precz!". Nie jest to kompletna lista "epitetów", którymi obdarzali zwolennicy Tiahnyboka weteranów wojennych i uczestników świątecznego marszu. A potem z kolei w ruch poszły pałki, kamienie, świece dymne, zrywanie wstążek świętego Jerzego, kołysanie autobusów z weteranami, demonstracyjne spalenie czerwonych  Sztandarów Zwycięstwa… [4]

***

W związku z tym chcielibyśmy przypomnieć czytelnikom zwrotny, naszym zdaniem, punkt, z którego rozpoczął się "zwycięski" marsz "Swobody" na "terytorium" Ukrainy - pieczalno sławne przemówienie Oleha Tiahnyboka o "Żydach" i "Moskalach" na górze Jaworzyna 17 lipca 2004 roku.

 Foto 1. Oleh Tiahnybok (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-1.jpg)

Później on wyjaśnił dziennikarzom: "Na Jaworzynie uczciliśmy pamięć poległych słuchaczy podoficerskiej szkoły "Olenі" i ich prowydnyka Roberta Melnyka... Po moim wystąpieniu z gratulacjami podeszło wielu ludzi. Wśród nich także ... brat prezydenta Petro Juszczenko. On pierwszy uścisnął mi rękę, pocałował serdecznie i powiedział komplement, porównując mnie z jakimś wybitnym greckim mówcą". [5]
Trudno było nie zwrócić uwagi na bzdury, które w euforii wygadywał Tiahnybok: a to nazywał "Oleniem" kierownika szkoły podoficerskiej UPA, to znów precyzował, że "Olenі" - to nazwa szkoły, a jej "prowydnyk" nazywał się "Robert Melnyk", który "otoczony przez żołnierzy NKWD... zastrzelił najpierw dwie swoje trzymiesięczne córeczki, potem żonę, na końcu siebie". Ale i w tych słowach sens został wypaczony, a historia Melnyka jest na tyle wymowna, że jeszcze do niej wrócimy.

Foto 2. Pomnik prowydnyka OUN kraju Karpackiego Jarosława Melnyka ("Roberta") (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-2.jpg)
 

Cóż, nie ma się czemu dziwić, zgodnie z trafnym spostrzeżeniem lidera KPU, Tiagnybok okazał się "produktem Juszczenki". Kontynuując Petro Symonenko wyjaśnił swoje określenie: "Były, mogę już tak powiedzieć, szef państwa, ze swoją nacjonalistyczną, rusofobiczną linią, polityką historycznych krzywd - jest ojcem chrzestnym Tiahnyboka (w sensie politycznym, oczywiście). Juszczenko przygotował i starannie użyźnił glebę, z której wyrósł Tiahnybok".
Rzeczywiście, były prezydent wchłonął idee nacjonalizmu ukraińskiego w radykalnej (ounowskiej) interpretacji, jak to się mówi, "z mlekiem matki". Gazeta "2000" wielokrotnie pisała o ciemnych plamach w biografii ojca - Andrieja Juszczenki - w latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, ale latom powojennym, kiedy to "nauczał" na Zachodniej Ukrainie, niestety, nie poświęcono uwagi. Tymczasem między innymi w tym okresie należy, naszym zdaniem, szukać wyjaśnienia, a zarazem zrozumienia upartego dążenie jego syna, by za wszelką cenę nałożyć "bohaterski" laur bandom OUN-UPA.

Jak stało się wiadomo z niedawno odtajnionych dokumentów sprawy kontrolno-obserwacyjnej UKGB w obwodzie Sumskim, znalezionych we wrześniu 2009 roku, po wojnie ojciec Wiktora Juszczenki utrzymywał bliskie kontakty z podziemiem OUN, i nie tylko z szeregowymi bojownikami, lecz z przedstawicielami "Służby Bezpieki" (SB) OUN.
Tak więc, w aktach sprawy (numer formularza 4552) Andrieja Andriejewicza Juszczenki, rok urodzenia 1919, urodzonego we wsi Chorążówka w rejonie Niedrygajłowskim, Ukraińca, bezpartyjnego, z wyższym wykształceniem niekompletnym, napisano, że po zakończeniu wojny został wyzwolony przez wojska amerykańskie w Flossenburgu, wstąpił do Armii Stanów Zjednoczonych i był aktywnie wykorzystywany do "wyłapywania" resztek wojsk  "SS" i współpracowników Gestapo.

Następnie, po zalegalizowaniu się na Ukrainie, znalazł pracę jako nauczyciel w niepełnej szkole średniej we wsi Wielka Kamienka Korszewskiego (obecnie Kołomyjskiego) rejonu, w obwodzie (województwie) Stanisławów. Andriej Andriejewicz nawiązał  "przyjazne" stosunki z referentem SB rejonu Korszewskiego rejonowego prowydu OUN I.Seńkiwem, pseudonim "Bukowiniec" i członkami rejonowej bojówki SB. Przy tym "systematycznie spotykał się z nimi w swoim mieszkaniu i w innych dogodnych miejscach... w trakcie spotkań z bandytami przekazywał im informacje o obecności aktywu sowieckiej partii w poszczególnych miejscowościach, a także o zasadzkach, organizowanych przez organa MWD przed jego mieszkaniem".

Przed aresztowaniem w 1947 roku "Bukowińca" i innych bojowników SB i ich "sympatyków" Andrij Juszczenko z obwodu Stanisławów odpowiednio wcześniej zniknął i ukrył się, wszczęto poszukiwania lokalne, a odnaleziony został już w obwodzie Sumskim, w miejscu swego urodzenia - we wsi Chorążówka. "Chytry" (taki pseudonim nadali mu w materiałach operacyjnych czekiści) został poddany rozpracowaniu i w 1950 roku, w rozmowach ze skierowanymi do niego agentami "Lichym" i "Dorożnym", byłymi członkami podziemia, podkreślał, że teraz głównym zadaniem OUN jest uchronienie swoich kadr i "nie wzbudzanie podejrzeń ze strony sił bezpieczeństwa, żeby doczekać odpowiedniego momentu". [6]

Co miał na myśli Andriej Andriejewicz, mówiąc o "odpowiednim momencie"? Biorąc pod uwagę, że w połowie lat 40-tych UPA jako jednolita siła została rozgromiona, na arenie pozostało tylko zakonspirowane podziemie zbrojne, które nie miało możliwości otwartego występowania przeciwko władzy sowieckiej. Dlatego wszystkie rachuby były opierane na tym, że rozpocznie się Trzecia wojna światowa (wybuch "Dżumy" w terminologii ounowców) pomiędzy byłymi sojusznikami koalicji antyhitlerowskiej - Stanami Zjednoczonymi, (które w tym czasie miały już doświadczenie w wykorzystaniu broni jądrowej przeciwko ludności japońskiej) i Wielką Brytanią z jednej strony a Związkiem Radzieckim z drugiej. [7] OUN (a wraz z nią Andriej Andriejewicz Juszczenko) stawiali na tych pierwszych. Prawdą jest, że był "mały" problem, nad którym "Chytry" prawdopodobnie nie zastanawiał się - wybuch "Dżumy" (a więc i promieniowanie radioaktywne) w każdym przypadku dotknęłoby przeważającą część terytorium Ukrainy i zamieszkującej ją ludności, ale najwyraźniej funkcjonariuszy OUN to nie obchodziło.

***

Po opublikowaniu tych dokumentów  nasunęło się logiczne pytanie, czy to przypadek, że one zostały "odnalezione"? Na to pytanie sekretarz prasowy Wiktora Juszczenki I.Wannikowa odpowiedziała wymijająco: "O tym rodzinie było dawno wiadomo - Wiktorowi Andriejewiczowi opowiedział sam ojciec". I natychmiast rozpoczęły się zagmatwane dyskusje, tłumaczące opóźnienie tym, że, powiedzmy, w czasie kampanii wyborczej te materiały, zamiast przynieść Juszczence pewne korzyści, zostaną potraktowane przez przeciwników politycznych jako chwyt PR. I to, według I.Wannikowej, "było bardzo mądre z jego strony". [8]


Foto 3. Wiktor Juszczenko przy grobie ojca w Chorążówce (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-3.jpg)

Niemniej jednak powód, tak uważamy, jest całkiem inny. Juszczenko nie odważył się mówić o tym okresie w życiu swego ojca i jego "przyjaźni" z przedstawicielami  najbardziej krwawej "flanki" banderowskiego podziemia, a zatem bezpośrednio związywać się z jego działalnością ze względu na dość obiektywne przyczyny: pomimo ton kadzidła, które nieustannie spalał przed ołtarzem nacjonalizmu przez całe pięć lat "kadencji", codzienne życie ounowców w latach 40-50-tych już bardzo
silnie kontrastuje z tymi otwarcie fałszywymi "heroicznymi" obrazkami, które są malowane w diasporze za oceanem i które rysują dzisiaj liczni "badacze ruchu narodowo-wyzwoleńczego".

***

W związku z tym warto dowiedzieć się, czym w ogóle była "Służba Bezpieczeństwa", z którą "przyjaźnił"  się Andriej Andriejewicz. Wszak fragmentaryczne dane, które były regularnie dostarczane w przestrzeń informacyjną przez SBU w ciągu ostatnich pięciu lat, nie pozwalają na przedstawienie pełnego obrazu i mogą w końcu przewrócić wszystko z nóg na głowę. Na przykład, były szef archiwum SBU Wołodymyr Wiatrowicz, który jako pierwszy opublikował te materiały, powiedział w wywiadzie: "... Prawdopodobnie, jak w każdej armii i na każdej wojnie, wśród powstańców byli tacy, którzy łamali prawa i popełniali określone przestępstwa. Właśnie w celu uniknięcia takich przejawów w szeregach podziemia były powoływane specjalne struktury - w UPA były to Żandarmeria Polowa, a w szeregach OUN - Służba Bezpieczeństwa". [9] Innymi słowy, w jego interpretacji głównym zadaniem SB było utrzymywanie porządku w szeregach "powstańców" i karanie winnych.
Na pierwszy rzut oka, osobie nie znającej działalności tej struktury i obyczajów, panujących w podziemiu, tak mogłoby się wydawać. Tymczasem sami członkowie Centralnego prowydu OUN i członkowie "powstańczej" armii zauważali, że Służba Bezpieczeństwa i jej bojówki miały zupełnie inne funkcje.

Tak więc aresztowany Wasyl Kuk ("Lemiesz"), kierownik Centralnego Prowydu OUN po śmierci Romana Szuchewycza, złożył szczegółowe zeznania na ten temat: "Mówiąc szczerze, należy powiedzieć, że podczas przesłuchania w Służbie Bezpieczeństwa dość często używano siły fizycznej wobec osób, które zostały zatrzymane i przesłuchiwane". Następnie powiedział, że "Służba Bezpieki" otrzymywała od więźniów niezbędne zeznania, w dużej mierze nieprawdziwe, poprzez "znęcanie się", dlatego więc podejmowała "nieprawidłowe" decyzje o morderstwach i egzekucjach. "Niektórzy członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, pracujący w SB - wyjaśniał Kuk - brali przykład w torturowaniu, pobiciach i morderstwach z niemieckich najeźdźców. Esbiści często działali w tych sprawach według własnego uznania". [10]

Rzeczywiście, referent SB OUN na PZUZ ("Północno-Zachodnie Ukraińskie Ziemie"), N.Kozak ("Smok"), służący w czasie okupacji w niemieckiej policji w Winnicy jako inspektor, [11] wynalazł specjalny "stanok" - urządzenie analogiczne do tego, które było aktywnie używane przez Niemców w obozie koncentracyjnym Auschwitz dla torturowania więźniów. Istota "metody" była następująca: esbiści związywali ręce ofiary, przykładali je poniżej kolan, związywali nogi, a następnie pomiędzy związane ręce i nogi wkładali mocną pałkę i zawieszali ją razem ze swoją ofiarą na dwie żerdzie. Przesłuchiwanego bili w stopy i pośladki, żądając przyznania się do współpracy z organami bezpieczeństwa państwowego. [12]
Innym jeszcze sposobem wymuszenia zeznań w arsenale SB OUN było tzw. "curkuwanie": przesłuchiwanemu obwiązywano głowę cienkim rzemieniem lub mocną linką, a następnie stopniowo przykręcano ją kijem tak długo, aż pękały kości czaszki. [13]

Były w SB i inne metody służące zmuszaniu ludzi do przyznania się do "seksotstwa" (tajnej współpracy) z MGB. Tak więc, w jednym z raportów czekiści, na własne oczy oglądający rezultaty śledczej "praktyki" "esbistów" informowali, że w lipcu 1945 roku członkowie stanicznej bojówki rejonu Żółkiewskiego w obwodzie lwowskim bestialsko zamęczyli dwoje aktywistów. Ich ciała, odnalezione kilka dni później, nosiły ślady sadystycznego znęcania się: ręce i nogi wykręcone i połamane, oczy wydłubane, włosy na głowie wyrwane.
4 sierpnia 1948 roku banderowska SB nadrejonowego prowydu OUN w Kałuszu schwytała i bestialsko zamęczyła pracujących na terenie obwodu Stanisławów geologów, Natalię Bałaszową i Dmitrija Rybkina. W przechwyconych przez czekistów dokumentach SB OUN o Natalii Bałaszowej zanotowano: "...Przy spotkaniach z ludnością ostro skrytykowała nasz wyzwoleńczo-rewolucyjny ruch... Kiedy była przesłuchiwana na temat poziomych i pionowych struktur partii i komsomołu, odmówiła odpowiedzi. Na skutek przesłuchania trwającego trzy dni zmarła 07.08.48 r.". [14]

Aby odnaleźć geologów po gorących śladach utworzono grupę operacyjno-wojskową pod kierownictwem pracownika Zarządu 2-N z MGB USRR majora Tyszczenko, ale jej praca nie przyniosła rezultatów. Szczątki ludzi udało się znaleźć dopiero w rok później, w sierpniu 1949 roku. Wśród przechwyconych podczas operacji czekistowsko-wojskowej dokumentów referenta SB Karpackiego krajowego prowydu OUN W.Liwego ("Jordana") (zastrzelił się) zostały wykryte protokoły przesłuchań Natalii Bałaszowej i Dmitrija Rybkina oraz raport referenta SB Rożniatowskiego rejonowego prowydu OUN "Zoriana". Wkrótce został zdekonspirowany i aresztowany "staniczny" ze wsi Suchodół o pseudonimie "Wydra", który wskazał miejsce, gdzie zwłoki zamordowanych zostały pochowane. 1 sierpnia 3 km od wsi Leciewka Rożniatowskiego rejonu grupa operacyjna odnalazła bunkier, gdzie byli przesłuchiwani geolodzy i dwie rozkopane przez leśne drapieżniki jamy.

Zastępca Prezesa Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Dymitr Wiedeniejew, który pracował w swoim czasie nad tymi materiałami w Oddziałowym Archiwum Państwowym Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, zaznaczył: "W nich i w pobliżu były znalezione dwie czaszki, kości, dwa kobiece warkocze i perłowy guzik od koszuli Rybkina. Ojciec Dmitrija długo nie mógł uwierzyć w spadające na niego nieszczęście. Doprowadził do tego, że w styczniu 1951 roku czaszka jego syna została przekazana do Instytutu Etnografii Akademii Nauk ZSRR, gdzie pracował słynny profesor Michaił Gierasimow - założyciel szkoły plastycznej rekonstrukcji wyglądu zewnętrznego osoby na podstawie szczątków... Niepocieszonemu w nieszczęściu ojcu udzielono wszelkiej pomocy". [15]

Przy okazji, sami czekiści, również wykonujący swoją pracę bynajmniej nie w "białych rękawiczkach", w swojej wewnętrznej korespondencji, nie przeznaczonej dla cudzych oczu, emocjonalnie stwierdzali, że śledcza i karna praktyka SB "przewyższa w swej obrzydliwości średniowiecze". [16] Dlatego też nie przypadkiem Kuk w swoich zeznaniach wspomniał o "niemieckich najeźdźcach" - esbiści mieli naprawdę dobrych nauczycieli. Charakterystyczne, że kiedy sam "Lemiesz", wówczas kierownik Prowydu OUN na PZUZ i bezpośredni "zwierzchnik" N.Kozaka, zainteresował się sprawą śledztwa jednego z "więźniów", napisał wymowną konstatację: "Gdybym to ja był przesłuchiwany w ten sposób, byłoby przyznał się, że nie jestem kierownikiem OUN, ale Abysyńskim Negusem" ("cesarzem Etiopii"). [17] Mimo to "Smok" zachował swoje stanowisko, a "Lemiesz" także i później aktywnie promował osobę swojego wybrańca w jego karierze partyjnej.

***

Niemniej jednak demonstracyjne pozostawianie trupów na oczach całej wsi było uznawane przez podziemie za niepożądane. W Instrukcji dla członków SB była specjalna gradacja, jak należy segregować "wrogów Ukrainy" i co robić z ich zwłokami - "robota sucha abo mokra". Pod pojęciem roboty "mokrej" rozumiano: pozostawiać zwłoki na miejscu, "przy likwidacji propagandowe trupy pozostawiać ... z kartką". Pod pojęciem roboty "suchej" - nie tylko niszczyć ludzi, ale także ukrywać ich ciała. [18]

W rozkazie dowództwa  SB rejonów wojskowych (1944 r.) konkretnie wyszczególniono:
"Biorąc pod uwagę nową sytuację ... zwrócić uwagę na następujące elementy:
a) Wszystkie prace i metody SB prowadzić: tylko skrycie, konspiracyjnie. Wszelkie pozostawianie zwłok, uszkadzanie zwłok,
[na miejscu], lub pozostawianie innych śladów jest zabronione.
b) ...Za jednego winnego członka rodziny niszczyć wszystkich jego krewnych".
[19]

W celu wypełnienia tego rozkazu i innych podobnych były wykorzystywane studnie, w których szczątki zabitych i torturowanych ludzi były znajdowane do lat 90-tych. Dziękujemy czytelnikowi naszego tygodnika W.Taranowi z Kijowa, który zwrócił na to uwagę. Jako nastolatek w czasie faszystowskiej okupacji mieszkał na Wołyniu we wsi Halinówka i mógł własnymi oczami oglądać "tragiczne studnie", do których ounowcy wrzucali zwłoki "na sucho" likwidowanych mieszkańców wioski...
Podamy inny przykład. W stolicy obwodu Równe znajduje się Plac Teatralny, a na nim – pamiętny znak, ustanowiony w 1997 r. i wprowadzony do wszystkich przewodników turystycznych oraz poradników miasta.
Napis na niej głosi: "Tu, w temu mіejscu 4 stycznia 1945 roku organy NKWD straciły sławnych bojowników o honor i wolność Ukrainy - żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armіi…". Następnie osiem nazwisk. Ogólnie rzecz biorąc, można byłoby na tablicę pamiątkową nie zwrócić uwagi, ale oto nazwiska "uwiecznionych"...


Foto 4. Pomnik na Placu Teatralnym w mieście Równe (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-4.jpg)

"…Oleksandra Gryciuka, Anatolіja Zajczykowa, Oleksіeja Kyryljuka, Wołodymyra Łogwynowycza, Wasylija Podolcia, Wasylija Słobodjuka, Mykołę Słobodjuka, Stepana Trofymczuka".
Czytelnicy zrozumieją ironię, jeśli zapoznają się z protokołami przesłuchań tych "sławnych bojowników", przechowywanych w Państwowym Archiwum Obwodu Rówieńskiego.
I tak, oskarżony A.W. Gryciuk (pseudonim "Olko") na rozprawie sądowej w dniu 17  kwietnia 1944 roku zeznał, że osobiście zabił 25 osób, z których większość stanowili jeńcy radzieccy, którzy uciekli z niemieckich obozów i szukali schronienia wśród miejscowej ludności. Według jego słów, "my ich (po prostu) wyszukiwaliśmy i zabijaliśmy". Odurzony zapachem krwi, był pewien, że w ten sposób "przynosi pożytek UPA". [20]

Karna bojówka innego z oskarżonych - A.Kyryljuka (pseudonym "Hamalija", "Rubacz") - licząca 9 osób, która działała przy referencie rejonowym SB OUN rejonu Równe o pseudonimie  "Makarow", w okresie lat 1943-1944. we wsiach rejonu Równieńskiego zabiła więcej niż 70 rodzin (ponad 140 osób) spośród cywilnej ludności za lojalność wobec reżimu sowieckiego i odmowę pomocy podziemiu. [21] Jak zeznawał podczas przesłuchania w dniu 27 czerwca 1944 roku Kyryljuk, jeżdżąc od wioski do wioski, zachodzili do domów podejrzanych dla "Bezpieki" tutejszych mieszkańców, w drzwiach ich rozstrzeliwali z broni palnej, i kierowali się do następnego domu.

Później wyjaśnił swoje "stanowisko" w sposób następujący: "Wydawało mi się, że cała ludność zachodnich obwodów Ukrainy marzy tylko o utworzeniu "niezależnej" Ukrainy... MAKAR powiedział do mnie co następuje: "Aby OUN mogła prowadzić walkę o utworzenie "niezależnej" Ukrainy, konieczne jest zniszczenie wszystkich wrogów ounowców. Dlatego musimy mieć wszędzie oczy i uszy. Oto, do czego jest stworzona służba bezpieczeństwa... i "bojówki" składające się z 10-12 osób, żeby bezpośrednio rozprawiać się z naszymi wrogami...
Podstawą naszej pracy - oddanie sprawie OUN. Niech twoja ręka nie zadrży, gdy widzisz cierpienia swojej ofiary. Pamiętaj, że im więcej zniszczysz wrogów, tym bliższa godzina naszego zwycięstwa"
. [22]

Trzeci oskarżony, esbista N.Słobodjuk, zeznał, że co do zasady, rozstrzeliwanie ofiar przeprowadzano tylko w wyjątkowych przypadkach. Według jego słów, było "koniecznością oszczędzać naboje". Dlatego do arsenału esbistów do urządzeń "stanok" i "curkuwanie" dołączyła jeszcze inna "metoda" - tak zwane "pętowanie". W tym przypadku zarzucano linkę nie na głowę, lecz na szyję, następnie dwaj esbiści powoli ciągnęli ją za końce w przeciwnych kierunkach, aż do uduszenia ofiary. Następnie z trupów zdejmowali interesującą esbistów odzież, obuwie (na przykład N.Słobodjuk zdjął z dwóch zabitych Ukraińców w wieku 30-35 lat buty, ponieważ mu się spodobały) i wrzucali do głębokiej studni. [23]

Wreszcie, jeszcze inny oskarżony, W.Słobodjuk zeznał, że studnia, do której oni wrzucali przywiezione na furmankach trupy rozstrzelanych i "zapętowanych", znajdowała się w uroczysku Grobina, w pobliżu wsi Djadkowycze w rejonie Równieńskim, w sadybie Polaka Iwana (Jana) Kurowskiego, a jej głębokość wynosiła "30-35 sążni" (około 70 metrów).
Sam Kurowski zdołał uniknąć udziału w "wypróbowaniu" swojej studni na sobie i zdążył razem z żoną i trójką małych dzieci wyskoczyć przez okno kuchni i przez nie skoszone pole przedostać się do lasu, a następnie uciec do miasta Równe. Dlatego zamiast niego jako pierwszego do studni wrzucili człowieka, który ją wykopał - Polaka Władysława Łobodzińskiego, zwanego powszechnie "Kopaczem", którego "esbiści" zamordowali i wrzucili tam razem z żoną i dwójką dzieci - "wszystkiego 4 osoby".
Potem przyszedł czas na Ukraińców. Według zeznań tego samego W.Słobodjuka, w listopadzie 1943 roku, SB "aresztowała" we wsi Hruszwica dwie ukraińskie rodziny, jedna w składzie czterech osób, a druga - trzech osób, a następnie "wszystkie 7 osób, bez wyjątku - dzieci i dorosłych, rozstrzelano i wrzucono do studni". [24]

Nie należy myśleć, że likwidacja ofiar "na sucho" OUN praktykowała tylko w stosunku do Ukraińców. Jak okazało się na przykładzie W.Łobodzińskiego i jego rodziny, z polską ludnością "Kresów" postępowano tak samo, choć wydawałoby się, dlaczego ounowcy mieliby się ograniczać zabijając swoich "wrogów"? "Mokra robota" z "propagandowymi trupami" znacznie lepiej oddziaływałaby na Polaków, żeby zachęcić ich do masowego opuszczania zachodniej Ukrainy. Niemniej jednak ciała Polaków ounowcy próbowali ukryć przed ludnością i odpowiednim do tego miejscem ponownie okazały się właśnie studnie.

I tak 30 sierpnia 1943 roku w rejonie Lubomelskim obwodu wołyńskiego został dokonany napad bojówkarzy ze związku grup UPA "Zawichost", kierowanego przez Jurija Stelmaszczuka ("Rudego"), dowódcę Okręgu Wojskowego UPA "Turiw", i "sympatyków" - Ukraińców na polską ludność wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka. W ciągu kilku godzin zabili ponad 1000 bezbronnych wieśniaków, w tym w Ostrówkach - 469, w Woli Ostrowieckiej - 569. Mienie pozostałe po zamordowanych zostało rozgrabione i spalono budynki, zginął również miejscowy ksiądz i został spalony kościół. W rezultacie Ostrówki i Wola Ostrowiecka zostały starte z powierzchni ziemi, dzisiaj na ich miejscu znajdują się pola i pastwiska.
W dniach 17 - 22 sierpnia 1992 roku staraniem "Towarzystwa Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej" w Lublinie (Polska), została przeprowadzona ekshumacja zwłok z dwóch masowych grobów na terenie dawnych wsi polskich. W procesie ekshumacji wykazano, że ludzi mordowano siekierami, grubymi kijami, pałkami, młotami, a także przy pomocy broni palnej.

Foto 5. (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-5.jpg)

Obok grobów znaleziono zasypaną kamieniami i ziemią studnię. Podczas dokonywania wykopu na głębokości 1,5 m natknięto się na zarysy starego tunelu, poniżej, na głębokości 1,8 m, znaleziono belkę konstrukcyjne obudowy.  Tunel poszerzono i pogłębiono do odsłonięcia całego obwodu obudowy studni. Z niej zdjęto częściowo zwęglone fragmenty płyty okładziny z drewna, odpadłe deski obudowy i zwęglonej słomy, z której czuć było charakterystyczny zapach spalenizny. Kiedy głębokość wykopu osiągnęła 2,2 m, z mułu wydobyto pierwsze ludzkie kości i czaszkę.

Podczas gdy kości ze wspólnej mogiły były bez osłony i miejscami uległy silnej erozji, kości, podniesione ze studni, były czarne, ciężkie, nie nosiły śladów erozji i tworzyły prawie kompletny szkielet.
Naczelnik Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Oddziału IPN w Lublinie, dr. Leon Popek, który był obecny przy ekshumacji, opowiadał: "Ekshumację w Ostrówkach zakończyliśmy 22 sierpnia 1992 roku po południu. W skrzynkach, przygotowanych przez kołchoz, szczątki przewieziono na cmentarz w Ostrówkach i złożono do grobu, który pozostawiono otwarty aż do pogrzebu w dniu 30 sierpnia. Kołchoz przygotował również krzyż dębowy w celu ustawienia w nowym miejscu pochówku.
Wyniki ekshumacji, prowadzonej w Ostrówkach w dniach 20-22 sierpnia 1992 r. pozwalają na wyciągnięcie następujących wniosków:
1. Po upływie 49 lat od tragedii zeznania tylko jednego świadka okazały się wystarczające do wykrycia zbiorowej mogiły w miejscu, gdzie krajobraz i obiekty terenowe nie dawały żadnych punktów odniesienia jej lokalizacji...
2. Ekshumacja w Ostrówkach potwierdziła informacje o tym, że w czasie mordowania ludności polskiej zamieszkującej wieś, ciała zamordowanych ludzi były wrzucane do studni.
Na podstawie wyników badań szkieletu, wydobytego ze studni, z uwzględnieniem istniejących ustnych przekazów, można stwierdzić, że jest to szkielet Władysława Kuwałka, który miał ponad 90 lat i który zmarł w wyniku wystrzału z broni palnej w prawy płat ciemieniowy".
[25]

... Wracając do równieńskiego "epizodu", powiedzmy, że w dniu 4 stycznia 1945 roku na Placu Teatralnym po wydaniu wyroku przez sąd, wszyscy uczestnicy bandyckiej bojówki zostali publicznie powieszeni. W latach 90-tych "nacjonal-patrioci" próbowali rehabilitować ich, ale Równieńska prokuratura po ponownym rozpatrzeniu sprawy postanowiła: wyrok i zasądzona kara były uzasadnione i skazani rehabilitacji nie podlegają. Wtedy "nacjonal-patrioci" zignorowali ustalenia prokuratury i "bojowników o honor i wolność Ukrainy" mimo wszystko upamiętnili.
Do rangi symbolu urastają również wydarzenia związane ze studnią Kurowskiego. 24 sierpnia 1991, po upadku GKCzP Związku Radzieckiego, została ogłoszona niepodległość Ukrainy, której dwudziestolecie obchodziliśmy w tym roku jako święto państwowe. Ale właśnie tego dnia, dwadzieścia lat temu, tysiące ludzi z Djadkowycz i okolic w rejonie Równieńskim zgromadziło się z całkiem innego powodu: oddano ostatni hołd ofiarom, zamęczonym prawie pół wieku temu. Szczątki zmarłych wyjęto z głębokiej studni w chutorze Dobrowolka w dawnym gospodarstwie Jana Kurowskiego.

Foto 7. (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-7.jpg)

Jak pisze historyk z Równego P.Rusin [26], po wyzwoleniu rejonu Równieńskiego podjęto dwie próby - w kwietniu i czerwcu 1944 r. - wydobycia szczątków, ale za każdym razem nie udało się tego zrobić ze względu na smród rozkładających się zwłok osób, od którego ludzie dusili się nawet w maskach gazowych. Ponadto ounowcy zabezpieczyli studnię granatami i minami, które mogły wybuchnąć w każdej chwili, zasypali studnię kamieniami, kłodami drewna i ziemią.
Przy drugiej próbie udało się wydobyć szczątki pięciu ofiar, przestrzeloną pilotkę, furażerkę wojskową i części odzieży w strzępach. K.Muzyczuk z Nowosiółek rozpoznał w nich resztki kurtki syna (naoczni świadkowie - dzieci i dwie kobiety z Djadkowycz - potwierdzili, że widzieli sześciu uzbrojonych mężczyzn prowadzących zakrwawionego chłopca, który błagał, aby go puścili). Inżynier - kapitan Fomin, który kierował pracami, pozwolił ojcu, aby zatrzymał te fragmenty odzieży jaką pamiątkę po synu.
Dopiero w lecie 1991 roku żołnierze - saperzy wydobyli ze studni szczątki 67 ciał. Rozpoznać kogokolwiek już nie było możliwe...

Wieczorem 24 sierpnia 1991 r. w Kijowie posłowie do Rady Najwyższej przyjęli uroczyście Akt niepodległości Ukrainy. Rankiem tego samego dnia w Djadkowyczach w rejonie Równieńskim wydobyte ze studnia ofiary pochowano w zbiorowej, bratniej mogile, nad którą usypano kopiec.
Pomyślnie doczekał aż do "Dnia Niepodległości" także Wasyl Stepanowicz Kuk. W przeciwieństwie do swoich bojowych "braci", którzy popełnili samobójstwo lub zostali zlikwidowani w zatęchłych bunkrach przez czekistów, "Lemiesz" razem z żoną Uljaną Krjuczenko 23 maja 1954 roku został aresztowany i 4 maja 1955 r. podpisał "Deklarację" w sprawie uznania na płaszczyźnie politycznej zwycięstwa władzy radzieckiej nad nacjonalistycznym podziemiem. 14 lipca 1960 r. dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR № 139/82, on i jego żona zostali ułaskawieni i uwolnienie od odpowiedzialności karnej, a 19 września 1960 roku Wasyl Stepanowicz przeczytał swoje słynne przemówienie radiowe do Ukraińców na emigracji, które był wielokrotnie retransmitowane w radiu i zostało opublikowane w gazecie "Wieści z Ukrainy", przeznaczonej do dystrybucji w diasporze. [27]

O Kuku przypomniano sobie po dziesięciu latach. W 1970 roku przewodniczącym KGB USRR został mianowany W.W. Fiedorczuk, który wziął się za "Lemiesza" poważnie. Pracownicy Komitetu wybrali kilka tomów materiałów archiwalnych na temat terrorystycznej działalności podziemia na Wołyniu, prowadzonej przez Kuka. Głównymi dokumentami tej "kolekcji" były dokumenty o Dermańskiej tragedii, która rozegrała się w wołyńskiej wsi, gdzie w latach 40-ych był "postój" (sztab i kwatera) "Lemiesza" i innych funkcjonariuszy OUN. [28]

"Dermań! Czy wiecie, co to jest Dermań...? Nie, wy nie wiecie, co to jest Dermań. To wielka przestrzeń i bardzo kolorowa baśń. Już z daleka otwiera się ona całymi milami w prawo i w lewo... I biada ci człowieku, jeśli nie jesteś artystą, nie jesteś poetą, albo przynajmniej zwykłym fotoamatorem.
Zatrzymaj się, zdejmij kapelusz i z szacunkiem pokłoń się tej królowej wołyńskich wsi"
- tak poetycko opisywał wieś Dermań, która znajduje się w rejonie Zdołbunowskim (dawniej był to rejon Mizocz) w obwodzie Rówieńskim, tutaj urodzony, znany i czytany chętnie w pewnych kręgach, pisarz U.Samczuk.
Dwadzieścia lat później, w 1957 roku, drugi nie mniej chętnie czytany przedstawiciel twórczej inteligencji, Dmytro Pawłyczko, opisuje "królową wołyńskich wsi" już w innych kolorach:

Na Wołyniu, w Dermanіu stało się to:
Z ziemі wysączyła się krew!
Chmary nienasyconych kruków zleciały
W smutne nie rozkwitłe dąbrowy.
I wydało mi się, że to nie kruki,
Lecz banderowscy szybcy kaci
Przylecieli w porzucone strony
Ukrywać krwawe ślady
Zmieszać krew z ziemią,
Abyśmy jej nie dostrzegli ...
I stałem nad straszną krynicą,
Gdzie źródła zamknięte kośćmi...

Wydarzeń, które zmieniły oblicze starej wsi w czasie wojny i bezpośrednio po wojnie, dziś wspominać nie lubią. Informacji o nich nie można znaleźć ani w przewodnikach, ani w kolorowych broszurach, namawiających turystów do odwiedzenia tej perły Wołynia. A jeśli któryś z lokalnych "narodowo zorientowanych", "krajoznawców" o tym wspomni, to zazwyczaj wykorzystuje już zużyty schemat o znanych czytelnikom tygodnikа "2000", "przebranych enkawudzistach". [29] Jednak w latach 50-tych zeszłego stulecia takie "mistyfikacje" a priori nie mogły być zastosowane, bo o nich wiedziała i pamiętała cała Ukraina...

Po rozpoczęciu okupacji Wołynia w Dermaniu aktywizowało działalność ounowskie podziemie, we wsi od czasu do czasu przebywali wysokiej rangi funkcjonariusze OUN. Na przykład jesienią 1944 roku, po spotkaniu dowódców UPA na terenie rejonu Mizocz (teraz - Zdołbunow) w domu referenta UKC ("Ukraińskiego Czerwonego Krzyża"), Wołyńskiego krajowego prowydu OUN "Mieduny", lekarza z zawodu, mieszkał pierwszy dowódca UPA, a potem UPA-"Północ" D.Kłaczkywskij ("Kłym Sawur"). "Sawur" był ciężko chory, "Mieduna" starała się dostać dla niego niezbędne leki we Lwowie.

Odwiedzali Dermań i referent SB Prowydu OUN N.Arsenicz ("Mychajło"), i polityczny referent J.Busieł ("Halyna"), a pod koniec 1943 roku w miejscowości pojawił się Wasyl Stiepanowicz Kuk. W tym czasie dowodził on grupą UPA "Południe", która w zimie na przełomie lat 1943-1944 przekroczyła front radziecko-niemiecki i rozlokowała się w Krzemienieckich lasach na styku obwodów Równieńskiego i Tarnopolskiego. W Dermaniu znajdowały się jawne kwatery "Lemiesza", który utrzymywali mieszkańcy wsi F.Buchało i I.Szewczuk. Pod koniec stycznia 1944 roku Kuk przyjeżdżał z lasów Krzemienieckich do Dermania i mieszkał w domu F.Buchało. Tam również po swojej ucieczce ze wschodnich obwodów ukrywał się podkomendny Kuka N.Swistun ("Jasień"), dowódca zgrupowania "Chołodnyj Jar" UPA-"Południe", ze swoim adiutantem, "Nietjagą" i bojówką ochrony osobistej. [30]

W tym samym czasie w południowo-zachodnich rejonach Równieńskiego obwodu intensyfikowano kontakty "powstańców" z Wehrmachtem i administracyjnymi organami okupacyjnymi. Pod koniec stycznia 1944 roku bojówki UPA nawiązały kontakt z przedstawicielami wydziału wywiadu kampfgruppy SS dowódcy policji G.Prützmanna, prowadzili rozpoznanie agenturalne i byli wykorzystywani przez Niemców jako oddziały dywersyjne przeciwko nacierającej Armii Czerwonej. Według przedstawiciela wydziału wywiadu Sturmbannfuhrera SS Schmitza, "oni dla naszego wywiadu oddali cenne usługi i w znacznej mierze uzupełnili mapę danych o sowieckich bandach... [ale] oddziały UPA mogą być używane tylko do wywiadu i działań dywersyjnych, nie nadają się do walki na froncie". [31]

Po aresztowaniu "Lemiesz" w każdy możliwy sposób starał się uniknąć tej śliskiej dla siebie sprawy. W zeznaniu sam napisał: "Osobiście żadnego udziału w negocjacjach z Niemcami nie brałem i dlatego o tej kwestii wiem niewiele. Wszystkimi sprawami, które dotyczą rozmów pomiędzy Niemcami i OUN, kierował osobiście i bezpośrednio sam Bandera... W 1944 r., gdy armia sowiecka przepędziła Niemców prawie z wszystkich obwodów Ukrainy... przedstawiciele armii niemieckiej próbowali dogadać się z poszczególnymi dowódcami oddziałów UPA o zawarcie rozejmu w rejonie działania tych dowódców. Dowództwo UPA takich dowódców, którzy samodzielnie rozpoczynali rozmowy z Niemcami, oddawało pod sąd i karało". [32]
Wydaje się, Wasyl Stepanowicz dość nieudolnie kręcił. Wielu dowódców UPA, którzy nawiązywali kontakty z Niemcami w południowo-zachodnich rejonach Rówieńszczyzny, podlegali bezpośrednio "Lemieszowi". Co więcej, nadzwyczajny spryt swojego podwładnego, działającego ponad głową swego przełożonego, bardzo nie podobał się Romanowi Szuchewyczowi. Ten ostatni, mimo że sam utrzymywał takie kontakty, starannie ukrywał je przed swoimi podwładnymi i przymierzał się do wytoczenia pokazowego procesu Wasylowi Kukowi przed trybunałem. [33]

Ogólnie rzecz biorąc, stosunki między Kukiem i Szuchewyczem były, delikatnie mówiąc, dalekie od ideału. "2000" już pisała [34], że w maju 1946 r. w rejonie Podhajeckim obwodu Tarnopolskiego czekiści znaleźli "bunkier" "Lemiesza". W rezultacie analizy przechwyconej tam korespondencji Szuchewycza i Kuka czekiści stwierdzili: "Rzeczowe stosunki wzajemne pomiędzy przywódcami OUN są zaostrzone, oni nie ufają sobie nawzajem we wspólnej pracy, a "Lemiesz" nawet ignoruje i nie wykonuje instrukcji Szuchewycza". [35]
"Na podstawie dokumentalnych dowodów ustalono - odnotowano w innym raporcie MGB URSR - że między Szuchewyczem i "Lemieszem" istnieją poważne różnice w kwestiach organizacyjnych, które spowodowały osobistą niechęć do siebie nawzajem". [36]

Szuchewycz obwiniał Kuka o to, że ten zaaprobował przeprowadzoną przez N.Kozaka ("Smoka") "czystkę" na Wołyniu i na swoim stopniu dowodzenia rozpoczął negocjacje z Niemcami. Kuk nie pozostał dłużny i zimą 1945 roku zabronił łączniczce Szuchewycza H.Didyk pojawiać się u siebie, zignorował rozkaz przekazania dowództwa oddziałów UPA na Wołyniu i Podolu i rozkazał usunąć z propagandowych materiałów hasło "Niech żyje dowódca UPA Taras Czuprynka!". Te "tarcia" potwierdziła H.Didyk. Według niej, "Lemiesz" kategorycznie nie życzył sobie ingerencji Szuchewycza w sprawy kontrolowanego przez siebie Wołynia i Podola. [37]

Jednocześnie na Wołyńskiej bazie Wasyla Stepanowicza miały miejsce również inne wydarzenia, o których w książce "Odyseja Wasyla Kuka," napisał Dymitr Wiedeniejew: "Główną rezydencją "Lemiesza" w końcowym okresie wojny była wieś Dermań w rejonie Mizoczańskim(teraz – Zdołbunowskim) Równieńskiego obwodu. Wokół miejsc przebywania kierownictwa OUN-UPA Służba Bezpieczeństwa wprowadzała wzmocnione zabezpieczenie agenturalne... Trzeba jednak przyznać, że działania nadgorliwych esbistów w tej miejscowości doprowadziło do słynnej "Dermańskiej tragedii". [38]

A przyczyna, wywołująca nerwowość obecnego obywatela ZSRR Wasyla Stepanowicza Kuka w przededniu ponownego aresztowania, była następująca. W październiku 1955 roku, w obwodzie wołyńskim w wyniku długotrwałej i skomplikowanej agenturalno-operacyjnej kombinacji została zniszczona jedna z ostatnich bojówek OUN na Wołyniu - grupa S.Linnika ("Ryżego"). Charakterystyczne, że podobnie jak wiele razy wcześniej, przywódcę bandy nie zlikwidowali czekiści, lecz jego "bojowi bracia". W wyniku operacji, sekretarz obwodowego komitetu wołyńskiego Komunistycznej Partii Ukrainy I.S. Gruszecki poinformował Komitet Centralny, że "wspomniana banda... dokonała 60 poważnych bandyckich napadów z zabójstwami obywateli radzieckich". Ale najważniejsze było co innego: "Podczas przeszukania bandyckich skrytek znaleziono trzy bańki na mleko, w których znajdowała się nacjonalistyczna korespondencja i lіteratura, w tym wyroki na zamordowanych obywateli radzieckich oraz broń: dwa ciężkie karabiny maszynowe i dwa ręczne karabiny maszynowe, cztery karabiny". [39]

Foto 8. (2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-8.jpg)

Jak wskazuje Dymitr Wiedeniejew "[przechwycone w tych bidonach] dokumenty rzuciły światło na mechanizm tragedії wołyńskiej wsi i pozwoliły wyciągnąć wniosek, że dermańska rzeź była następstwem zaplanowanej przez referenturę SB na PZUZ akcji [zastraszenia i likwidacji podejrzanych]". [40]
Wysoka koncentracja w jednym rejonie ounowskich funkcjonariuszy, obecność ważnych struktur podziemia (w Dermaniu funkcjonowała szkoła oficerów młodszych UPA, warsztaty naprawy broni, produkcji min i produkcji odzieży) wymagały specjalnych środków ochrony. Jednak były z tym problemy. Jak stwierdzono w jednym z "Społeczno-politycznych przeglądów" OUN w południowych rejonach Równieńskiego obwodu w listopadzie 1943 roku "główną przyczyną, że nasze tajemnice stają się znane wrogowi, jest słabe wyrobienie naszej ludności, które nie nauczyło się trzymać języka za zębami". Podkreślano: "W wielu wypadkach o ... (organizacyjnych) skrytkach... wie cała wieś. A we wsi są różni ludzie. Są także winne w dużej (a może nawet w największej) mierze nasze kadry, które same nie potrafią zachować tajemnic i tak wychowali ludność". [41]

W związku z tym kierownictwo SB podejmuje pilne działania i przerzuca w rejon Dermania kilka bojówek pod kierownictwem W.Androszczuka ("Woronego"). W uzupełnieniu do ochrony komendantów utworzono we wsi sieć spośród czynnych członków OUN dla obserwacji miejscowych mieszkańców i wykrywania potencjalnych "agentów NKWD". W.Kuk, prawdopodobnie dla uzasadnienia przedsięwzięć w celu ochrony jego osoby, w jednym z wywiadów powiedział: "Jeśli ludność cywilna jest agentem, i wydaje innych ludzi, jest oczywiste, że musisz go zastrzelić, bo jest twoim wrogiem". [42] "Wrogów" zebrało się wielu, ale o wynikach dermańskiej "operacji", "Lemiesz" wolał zamilczeć.

Niemniej jednak one stały się znane: "Według informacji władz lokalnych i KGB ... we wsi esbiści zabili około 450 osób... W 1957 roku wydobyte ze studni i zbiorowych mogił szczątki ofiar zostały uroczyście pochowane... W. Androszczuk na otwartym procesie sądowym w Dubnej [w 1959] zeznał, że osobiście zabił 73 osób, spośród których tylko kilka były sowieckimi wojskowymi"... [43]
...W marcu 1957 roku, sekretarz Komitetu Obwodowego Komunistycznej Partii w Równem A.Denisenko, poinformował Kijów, że przy oczyszczaniu jednej z zasypanych studni wsi Dermań (w latach 1946-1991 wieś nosiła nazwę Ustienskoje od nazwy pobliskiej rzeki Usti) na głębokości 60 metrów znaleziono szczątki około 16 osób, w tym kości dzieci. Okazało się, że należą one do dawnych mieszkańców wsi, którzy zostali bestialsko zamordowani i wyrzuceni tutaj przez bojówkarzy OUN w okresie lat 1944-1948.

Foto 9. Studnia we wsi Ustienskoje Drugie (dawny Dermań), w której odnaleziono szczątki 16 mieszkańców tej wsi.

(2000.net.ua/ai/7/75/75608/f4-9.jpg)

 

(Zakończenie tutaj: szturman.salon24.pl/383342,wo-swoboda-nie-odrobione-lekcje-historii-czesc-2

Źródło:

1. P. Simonenko P. Nie wolno lekceważyć niebezpieczeństwa neo-faszyzmu. - "2000", № 46 (534), 19-25 listopada 2010 r.
2. http://zaxid.net/newsua/2011/1/13/142014/
3. http://zaxid.net/newsua/2011/1/13/135011/
4. Nowacki A. 9 maja we Lwowie. Neo-nazizm jako choroba społeczeństwa ukraińskiego; fondsk.ru/news/2011/05/10/neonacizm-kak-bolezn-ukrainskogo-obschestva.html
5. http://gazeta.ua/index.php?id=111132
6. "Historia z gryfem "tajne": Wiatrowycz W. Banderowiec Juszczenko. 16.12.2010,"Chytry" przeciw czekistom. 22.12.2010; tsn.ua/analitika/istoriya-z-grifom-sekretno-banderivec-yuschenko.html; tsn.ua/analitika/istoriya-z-grifom-sekretno-banderivec-yuschenko-hitriy-proti-chekistiv.html
7. Rosow O. Mit o "przebranych enkawudzistach". - "2000", № 45 (389), 9-15 listopada 2007 r.
8. http://umoloda.kiev.ua/number/1817/180/64476/
9.http://sbu.gov.ua/sbu/control/uk/publish/article;jsessionid=055A811982BFBCCFDDB36F9751BC5144?art_id=74056&cat_id=73839
10. Wydziałowe Archiwum Państwowe Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (OGA SBU), F.13, D. 372, T. 54, Ł. 120-135.
11. ОGA SBU, F. 13, D. 372, Т. 31, Ł. 197.
12. ОGA SBU, F. 13, D. 372, Т. 20, Ł. 121.
13. OGA SBU, F.13, D. 376, T. 49, Ł. 195.
14. OGA SBU, F. 13, D. 372, T. 103, Ł. 101.
15. Wiedeniejew D. Front ukraiński w wojnach wywiadów: historyczne eseje. - Kijów: K.I.S., 2008. - Str. 398, 399.
16. OGA SBU, F.13, D. 376, T. 49, Ł. 194.
17. OGA SBU, F.13, D.372, T.101, Ł.182, 183.
18. OGA SBU, F.13, D. 372, T. 22, Ł. 265-267 ob.
19. OGA SBU, F.13, D. 372, T. 56, Ł. 198, 199.
20. Archiwum Państwowe Równieńskiego Obwodu (GARO), sprawa karna 10012, T. 2, Ł. 374-380.
21. OGA SBU, F. 2, Op. 87, D. 78, Ł. 160.
22. GARO, sprawa karna 10012, T. 2, Ł. 327-336, OGA SBU, F. 13, D/ 372, T. 29, Ł. 56-62.
23. GARO, sprawa karna 10012, T. 2, Ł. 456-460
24. GARO, sprawa karna 10012, T. 2, Ł. 406-413; P. Rusin. Oj, jest w polu studzienka... - "Komunista", № 81, 82, 28.10.2005 r.
25. Popek Leon. Cmentarz parafialny w Ostrówkach na Wołyniu", wydawnictwo: Towarzystwo Przyjaciół Kamieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej. - Lublin, 2005 r. - Str. 425.
26. Rusin P. Oj, jest w polu studzienka... - "Komunista", № 81, 82, 28.10.2005 r.
27. Wiedeniejew D. Odyseja Wasyla Kuka. Wojskowo - polityczny portret ostatniego dowódcy UPA. - Kijów: K.I.S., 2007 r. - Str. 164, 168, 171.
28. Wiedeniejew D. Odyseja Wasyla Kuka.... Str. 108, 172, 173.
29. Najbardziej typowym przykładem podobnej "kreatywności" jest książka członka Ukraińskiej Partii Ludowej N. Ruckiego. (Patrz: Rucki M. Oni wywalczyli wolną Ukrainę: powieść historyczna - drugie wydanie, uzupełnione i przeredagowane, - Łuck: Obwód Wołyński. Obwodowa Drukarnia, 2009 - Str. 562). W przekonaniu autora książka została napisana na podstawie "licznych materiałów dokumentalno - historycznych".; Liczne kompilacje z niej powielane są w publikacjach "narodowo-zorientowanych" kiepsko wykształconych ukraińskich blogerów Live Journal.
30. OGA SBU, F. 9, D. 75, T. 2, Ł. 183-202.
31. OGA SBU, F. 65, D. S-9079, T. 1, Ł. 247.
32. OGA SBU, F. 6, D. 5 895-FP, T. 3, Ł. 197-200.
33. Wiedeniejew D. Front ukraiński w wojnie wywiadów... - Str. 349.
34. Rosow O. Polowanie na "Wilka". Likwidacja Romana Szuchewycza. - "2000", №42 (530), 22-28 października 2010 r.
35. OGA SBU, F. 65, D. S- 9079, T. 1, Ł. 340.
36. OGA SBU, F. 11, D. P-1518, Ł. 11.
37. Wiedeniejew D., G. Bystruchіn, Powstańczy wywiad działa precyzyjnie i odważnie. - Kijów: K. I. S., 2007. - Str. 160.
38. Wiedeniejew D. Odyseja... Str. - 107.
39. Centralne Archiwum Państwowe Organizacji Społecznych Ukrainy (CGAOOU), F.1, Op. 24, D. 4081, Ł. 9-11.
40. Wiedeniejew D., G. Bystruchіn Dwubój bez kompromіsów. Starcie pododdziałów specjalnych OUN i specjalnych sowieckich sił operacyjnych. 1945-1980-Ti. - Kijów: K. I. S., 2007. - Str. 159 (odniesienie do OGA SBU, F. 2, Op 59, D. 16, T. 2, Ł. 61).
41. GARO, F.R-30, Op. 2, D. 33, Ł. 162, 163.
42. A. Gogun Ukraińska Powstańcza Armia we wspomnieniach ostatniego dowódcy (wywiad z Wasylem Kukiem) - "Nowy Czas" (St. Petersburg), № 15-16, 2004 r.
43. D. Wiedeniejew, G. Bystruchіn Dwubój bez kompromіsów... - Str. 159; D. Wiedeniejew Odyseja... - Str. 107.
 

Dodatek na ten temat:


 

szturman
O mnie szturman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka